28.03.2011

Święta puszka, Święty Graal, czyli rzecz o mitologii aerozolu

   Zadaję sobie ostatnio następujące pytanie: „Jakie są podobieństwa pomiędzy Świętym Graalem a puszką aerozolu, puszką sprayu?” Pytanie dość prowokacyjne... W czym aluminiowa puszka może być podobna do świętego Graala? Jaką wspólną potrzebę ludzką zaspokajają? Dla apostołów agencji reklamowych [creative managers] odpowiedź jest oczywista, dla mnie – za moment – też będzie.
   Zastanawiam się nad miejscem przedmiotów w kulturze i życiu człowieka. Według Karola Marksa „istnieje biologiczne zapotrzebowanie na przedmioty materialne, które tkwi u podstaw procesów produkcji, konsumpcji i wymiany”. Biologia naszych organizmów wymusza więc potrzebę przedmiotów, ale nie jesteśmy samą biologią, jesteśmy też duchem, a nasze życie duchowe potrzebuje symboli i mitów. Materia zostaje uduchowiona, duch się materializuje... Jak, kiedy, po co...?
    Najpierw zajmę się puszką, jedną z ważniejszych w kulturze współczesnej, noszącej znamiona czegoś więcej niż tylko zwykłe opakowanie. Puszka Zupy Pomidorowej firmy „Campbell”, pierwsza w Sztuce, sztuce przez duże S. Na salony wprowadzona przez Andy`ego Warhola i skonsumowana przez establishment niczym świeży rosyjski kawior. Stała się ważna dla mieszkańców Stanów Zjednoczonych, ponieważ była czymś więcej niż tylko puszką zupy, to była puszka zupy domowej !!!

Andy Warhol “Four coloured Campbell's Soup Can”
   Hmm, tak, trudno w to uwierzyć, ale zupa Campbella kojarzy się rodowitym Amerykanom i emigrantom takim jak Warhol z rodzinnym domem, czymś swojskim i smacznym. Warhol wybierając zupę Campbella kierował się właśnie wspomnieniami z dzieciństwa, które były wspólne dla jego pokolenia. Dom, rodzina, jedzenie - to ważne tematy, a sztuka, nawet sztuka pop artu podejmuje tylko ważne tematy. Ten właśnie przedmiot – blaszaną puszkę Warhol wybrał z całego asortymentu przedmiotów, zobrazował, sprawił, że obraz ów stał się ikoną pop artu, ważną częścią kultury masowej i jednym ze świętych nośników wartości sztuki i kultury współczesnej. 

   Obraz z Puszką Zupy „Campbell” nosi znamiona tego, czego poszukujemy – sakralności. Jednak „Graalem” nie jest, w tym przypadku nie mowy o przemianie tego, który z nim obcuje.

  Owszem, jest ważnym przedmiotem – ważnym ale nie symbolicznym, działa na zmysły, wspomnienia, odżywia amerykańskie społeczeństwo w sposób jak najbardziej fizyczny, ale niestety nie zmienia jego kondycji duchowej. Myślę, że jedząc zupę Campbella człowiek nie dozna przemiany, nie ewoluuje z homo sapiens do homo religious. Szukam puszki nie tylko ważnej, szukam puszki symbolicznej, będącej częścią mitu, mitu żywego, który pozwala zmienić kondycję człowieczą.          

Święty Graal pędzla Dantego Gabriela Rossettiego

    Mircea Eliade rumuński religioznawca, badacz mitologii, jogi i szamanizmu tak opisywał ludzkie, codzienne życie: ,,Człowiek całkowity poza swą kondycją historyczną zna również inne sytuacje: na przykład stany snu, marzenia, melancholii i nieobecności duchem, zachwytu estetycznego, ucieczki od rzeczywistości itd. – i wszystkie te stany wcale nie są historyczne.” Jako ludzie doświadczamy wielu rytmów czasowych, nie tylko czasu historycznego, wychodzimy poza historyczną współczesność. Wystarczy posłuchać dobrej muzyki, zakochać się bądź zatopić w modlitwie, by wyjść poza historyczną teraźniejszość, osiągając ,,wieczne teraz miłości i religii.” W naszym życiu przeżywamy momenty wyjścia poza strukturę czasu liniowego. Czasami mamy możliwość wejścia w czas kosmiczny, kołowy, odwieczny i mityczny. W czasie tym jesteśmy u samego początku, przeżywamy to, co herosi kulturowi, bogowie, nasi przodkowie. Mity i symbole ożywiają nas na nowo, a my stajemy w obliczu czegoś wielkiego.
    A jak przebiega historia puszki aerozolu? Jej początki datuje się na rok 1927 kiedy to Norweg Erik Rotheim stworzył w Oslo pierwszy na świecie aerozol. Termin „aerozol” jest wypadkową dwóch słów: greckiego aer - powietrza i łacińskiego solutio - roztwór. W 1941 roku został wprowadzony do asortymentu wojsk amerykańskich jako środek owadobójczy, a następnie w latach 50 -60 podbił świat amerykańskich kobiet poddających swe włosy obróbce i rodzimych astmatyków odciętych od możliwości leczenia się konopiami indyjskim po ustawie delegalizującej owe użyteczne i lecznicze rośliny (ustawie przeforsowanej przez korporację Dupont). Puszka puszce nie równa i tak jak nie każdy kielich jest świętym Graalem, tak i nie każda puszka aerozolu ma w sobie moc by uaktualniać mit arturiański. Zawartość materialna i duchowa przedmiotów bywa różna. Podobnie butelka (bądź w innej wersji lampa), w której pomieszkiwał Dżin; wiadomo, że nie mieszkał on w każdej butelce. Nie liczy się więc butelka, tylko jej zawartość i design, to sprawia, że sięgamy po kolejną zieloną butelkę i zaliczamy kolejny Open`er Festiwal. I z puszką sprayu jest podobnie. Interesujący mnie model to doskonałe, klasyczne 400ml objętości ( model o idealnych, europejskich, wręcz hellenistycznych proporcjach ). Puszka „przedmiot” staje się „podmiotem” ma moc przemiany życia osoby, która z nią obcuje. Mechanizm działania i materiał, z którego 400 ml jest wykonane jest taki sam, jak w każdej innej puszce aerozolu, czyli: blaszany pojemnik, rurka, ciecz pod ciśnieniem, końcówka męska lub żeńska.

New York street art
  
    Bohater tej opowieści - Puszka - ma taką moc, że stała się jednym z podstawowych symboli Kultury Aerozolu. Ma wiele twarzy, wiele imion i kolorów.



   Współcześni hierofanci, herosi Kultury Aerozolu mierzą się z projektowaniem i uwspółcześnieniem Graala. Czy jest to świat ludzi zamkniętych i żyjących tylko w kulturze puszki sprayu? Na pewno nie. Nasza Kultura, ta pisana przez duże K, składa się z setek tysięcy różnych kultur, których uczestnicy migrują pomiędzy światami. W ten sposób wzbogacają się wzajemnie. Tak więc Can2 projektuje dla Adidasa, Seak jest twarzą Es packa, Loomit firmuje swą osobą kampanie Sony Ericsson. Każdy z nich odnosi się do tego co najważniejsze w tej opowieści, czyli do przedmiotu mającego moc przemiany - puszki.

Dobrze to zostało zobrazowane w wydanym ostatnio albumie "400 ml", w którym mamy 400 wizji 400 artystów. Wielość form wynika z międzykontynentalnej czołówki artystów Kultury Aerozolu, którzy podeszli do tematu na miarę współczesnych ikonoklastów. Czy to już wszystko w temacie wielości puszek w naszym świecie? Nie, mamy jeszcze do wyboru setki kolorów, tysiące autorskich projektów designerów projektujących zarówno dla rynku artystycznego, jak i czysto komercyjnego oraz setki osób żyjących owym mitem w metropoliach i miasteczkach. Puszka funkcjonuje na co dzień w różnych kontekstach i to kolejny dowód na jej moc: występuje jako zwykły przedmiot - narzędzie praktyczne i skuteczne, działające z dokładnością lasera okulistycznego, jak shotgun zmieniająca wygląd kolejnego miasta podczas wypraw po zmroku, ale jest także znakiem, wyznacznikiem tożsamości i symbolem przemiany homo sapiens w homo religious, lub jeśli ktoś woli homo aerosolus. Bo czy nam się to podoba, czy nie wszyscy żyjemy w jakiś mitach, najczęściej zbanalizowanych i zeświecczonych, jednak mających swe korzenie gdzieś w dalekiej przeszłości. 
   Podobnie jest z mitem o Graalu i Królu Arturze. Graal to według badaczy puchar, ale w innej, starszej wersji naczynie, półmisek. Żywot Króla Artura przypada według historyków na V/VI wiek, a cały mit arturiański w dużej mierze został wyprodukowany przez mnichów – cystersów.

Rycerze Okrągłego Stołu i święty Graal. Malunek z XV w.
     Nie wynikało to jedynie z fantazji owych zacnych i pobożnych panów lecz z nałożenia się ich opowieści na mity dużo starsze - mity celtyckie. Andrzej Sapkowski polski AS fantasy i badacz mitów arturiańskich opisuje Graala jako ,,kocioł boga irlandzkiego Dagda, cudowny kocioł zwany u Irlandczyków Undry, w którym każdy znajdował to, na co zasługiwał”, a inny ,,bóg Pwyll, władca krainy Annwvyn, posiadał zaś kocioł, który nie tylko warzył jadło - był to wysadzany perłami KOCIOŁ NATCHNIENIA, INSPIRACJI I POEZJI.” 

   Więc Puszka Aerozolu podobnie jak Graal, daje tyle, ile masz w sobie talentu, odwagi, gotowości do porzucenia spraw doczesnych i wyruszenia za przykładem „drużyny okrągłego stołu” na własny Quest w poszukiwaniu tego, co ważne.

A król Artur, ostoja i ideał rycerstwa chrześcijańskiego to, powtarzając za Sapkowskim ,,bóg Gwydion, zrodzony w drodze charakterystycznej dla mitologii celtyckiej przemiany bóstwa w herosa”. 
    W tym miejscu moja opowieść dobiega do końca... Pozostaje pytanie: „czy puszka może być Graalem?” W dalszym ciągu brzmi dziwnie, ale czasami tak mi się jawi na plakacie reklamowym firmy Montana Gold: złote naczynie (puszka 400ml ma lepszy design niż półmisek, czy nawet kielich) wyłaniające się z czarnej otchłani nicości. Przedtem było Nic, teraz jest Ona, lśniąca złotem, gotowa by dokonać przemiany - współczesny Graal? Dla jednych tak dla innych nie. Ważne jest że by podążać własną drogą, nawet idąc po śladach innych. ,,W przyszłości każdy będzie sławny przez 15 minut” [A. Warhol]... więc warto iść.



Artykuł nasz ukazał się w magazynie Take Me nr 4 kwiecień / maj 2010

Wersja w j. angielskim: tutaj
Litratura zalecana:
Mircea Eliade, Obrazy i symbole, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998
Andrzej Sapkowski, Świat Króla Artura. Maladie, Supernowa, Warszawa 1998
Kitchen93, 400 ml. Collection
Ultra Violet, 15 minut sławy. Moje lata z Andy Warholem, 86 Press, 1986 

20.03.2011

Narkonauci i społeczne prawo do Działki

   Jeśli umiejscowimy się w dobrym punkcie widokowym na naszą codzienną kulturę, to zobaczymy społeczeństwo ludzi będących na jednym wielkim marginesie kultury współczesnej. Ludzi uzależnionych, podróżujących pomiędzy światami, w których funkcję licencjonowanych biur podróży pełnią wszelkiego rodzaju psychoaktywne środki, a powrotem z tej przymusowej emigracji zajmują się wyspecjalizowane agencje detoksykacyjne, pełniące rolę SPA dla zubożałych mas społecznych. W takiej właśnie perspektywie możemy zobaczyć ludzi uzależnionych, uzależnionych od innej, głębszej formy Bycia w przytłaczającej szarokolorowej codzienności. Ludzi nurkujących do głębin własnych wyobrażeń i fantazji, gdzie motywacją do podróży jest chęć realizacji potrzeb stłumionych i wypartych w zatomizowanych rodzinach. 
  To narastające stłumienie powodujące frustrację i potrzebę reanimowania indywidualnego życia kulturalnego prowadzi przyszłych turystów kulturowych do podjęcia wypraw, mających na celu odnalezienia życiodajnej strefy Wielkiego Błękitu, czy też Rajskiego Ogrodu. 
   Termin „narkonauci” wprowadził na salony polskiej psychologii Jerzy Siczek wydając w wydawnictwie psychologii ekstremalnej Santorski & Co książkę ,,Narkonauci - od uzależnienia do dobrego życia”. Książka traktuje o inicjacyjnych narodzinach ludzi będących w Monarze rok lub dwa. Niestety, po narodzinach zostają pozbawieni matczynych ramion i zostają wyrzuceni na zimny i skalisty brzeg naszej rzeczywistości. A jaki to jest brzeg i co czeka nowo przybyłych Argonautów kroczących w głąb wysp codzienności wszyscy wiemy, bo sami stąpamy po nim codziennie. Statystyki dobitnie pokazują, że śmiertelność nowo narodzonych neofitów jest wyższa, niż śmiertelność dzieci w krajach trzeciego i czwartego świata. Co krok czyhają na nowo przybyłych Monarowców mityczne stwory stawiające pytania i próby godne kulturowych herosów. W naszej opinii sam termin „narkonauci” stał się neologizmem mającym swe źródło w dwóch historycznych przestrzeniach. Pierwszą jest mitologia grecka i historia podróży niejakiego Jazona i jego pięćdziesięciu towarzyszy, wśród których byli bohaterowie tej klasy co Herakles, Orfeusz, Kastor i Tezeusz, czyli mityczne celebrities. Celem wyprawy statku ,,Argo ” było zdobycie ,,złotego runa” [jak świat światem złoto i sława zawsze motywuje chłopaków do ryzyka, bo sława i złoto jak wiadomo oznaczają więcej dziewczyn w pobliżu]. Droga Statkersów była długa i kręta, a nasi bohaterowie spotykali na niej liczne przeszkody i naprawdę musieli się bardzo starać, by je pokonać. Prawdziwym bohaterstwem wykazali się uciekając z wyspy Lemnos, gdzie przepiękne kobiety chcąc odwieść drużynę od podróży zatrzymywały ich w swych doskonałych ciałach. 


Argonauci
  Drugim tropem wiodącym nas do terminu „Argonauta” jest książka obowiązkowa dla wszystkich badaczy kultur (psychologów również możemy do nich zaliczyć). Na salony światowej antropologii kultury wprowadził ów termin z siłą wodospadu nie kto inny jak Polak, prekursor metody intensywnych badań terenowych: Bronisław Malinowski. Jeden z pierwszych badaczy rodzącej się królowej wszystkich nauk czyli antropologii :-), który wzorem Herodota opuścił gabinet naukowy, by przeprowadzić badania terenowe wśród tubylczej społeczności wysp Pacyfiku. Pan Bronisław był człowiekiem, który zasiedział się kilka lat z triobrandzkimi tubylcami tworząc wielotomowe opisy życia wyspiarzy. Do kanonu lektur antropologii weszły takie pozycje jak ,, Argonauci Zachodniego Pacyfiku” i ,,Życie seksualne Dzikich ” pełniąc funkcję wisienki na torcie światowych badań terenowych. Bez niego antropologia i socjologia byłyby w powijakach, a my tkwilibyśmy za szczelnie zamkniętymi granicami własnych ,, monocentryzmów”, bez możliwości rozkoszowania się dorobkiem kultur z czterech stron świata.

Malinowski z Triobrandczykami w 1918 r.
  Nikt tak dobrze nie opisuje kultur jak wrażliwy badacz terenowy, a opisu badacza nic tak nie dopełnia jak jego wrogowie i przyjaciele. O wrogach pana Bronisława nic nam nie wiadomo, ale jeśli chodzi o przyjaciół to trzeba to powiedzieć wyraźnie: była to pierwsza liga desperatów duchowych tamtych czasów. Do tych najbliższych zaliczał się Stanisław Ignacy Witkiewicz, czyli Witkacy, postać ostatnimi czasy coraz bardziej eksploatowana przez   popkulturę – mniej lub bardziej umiejętnie.
Witkacy "Wizyta u Radży"
  Pan Stanisław nie tylko był malarzem z zawodu, ale i malował obrazy, a malując podróżował całym sobą w obrazach przez siebie malowanych w kolejnych narkotykowych wizjach. Na podobieństwo Marco Polo Witkacy na swym meskalinowym okręcie poznawał światy jakie dopiero po nim mieli odkryć marynarze tej klasy co Morrison i Hendrix .
Jim Morrison
  Czasy się zmieniały i na kręte szlaki podróżnicze wchodziły także znakomite damy popkultury od Janis Joplin po Amy Winehouse , kobiety szczególnie predysponowane do żeglugi transoceanicznej, trzymające stery jednoosobowych okrętów, przecierających nieznane drogi dla kolejnych podróżników, tak, by turyści płci obojga mogli orientować się według przygotowanych w ten sposób map i unikać w ten sposób wirów kulturowych. Szczegółowa mapa i dobra załoga to połowa sukcesu.
  Doświadczenia armatorskie ostatnich kilkudziesięciu lat wyraźnie pokazują, że jeśli statki rozbijają się co rusz na trasie o rafy, bądź też utykają na mieliznach kulturowych, to jest to znak, że droga nie tędy i trzeba szukać nowej, bezpieczniejszej drogi do Indii.
   Potrzeba ucieczki od świata poprzez zażywanie ,,świętej” (sacralnej) bądź ,,świeckiej” (profanicznej) działki, zależnie od stadium rozwojowego eksperymentatora zażywającego, jest często jedynym sposobem, by dać strzałę z tej rzeczywistości i na Wyspach Bergamutach Być przez duże, twórcze B (B jak Brahman, Bieluń, Bohater). Nie jest intencją naszego artykułu przygotowanie szlaku i narzędzi do podróży, a jedynie unaocznienie jak wiele osób wyrusza i zarazem wraca (lub nie wraca) z wypraw na drugą stronę lustra. 

Próba kwasu w elektrycznej oranżadzie Kena Keseya
    Być może czas jest po temu, by zdać sobie sprawę, że są różne szlaki podróżnicze i związane z tym różne uzależnienia, a nam pozostaje wybór drogi podróży najlepszej dla nas i dla naszych bliskich, tak, żeby Dorotki z wypraw turystycznych wracały do Kansas całe i zdrowe. Jak poważny jest problem uzależnionych w kulturze uzmysłowimy sobie wychodząc poza tradycyjne ramy naszego dziecięcego lustra, odbijającego naszą rzeczywistość i pokazującego nam dokładnie tylko to, do czego jesteśmy przygotowani.
  
   Po tym małym wstępie gotowi jesteśmy do wyjścia poza ramy i popatrzenia na naszą rzeczywistość z innej perspektywy. Spójrzmy więc na Polski Ruch Flower Power, ruch, dla którego życie na Działce jest nieomal codziennością. W Polsce zażywanie działki, czyli ucieczka od przytłaczającej codzienności ma długą i bogatą tradycję. Jak długą? Długą! Dłuższą niż Jarocin i Dżemowe kompoty Ryśka Riedla, dłuższą niż amfetaminowe maratony Kory i krakowskiej bohemy.

Rośliny działkowe
  Pierwszy ogród działkowy powstał w Grudziądzu w roku 1897 pod godną keseyowskiej komuny nazwą: ,,Kąpiele Słoneczne”. Ruch, bo tak określają siebie osoby zrzeszone w Polskim Związku Działkowców ma ponad 110 lat. Gdzie hipisom, gdzie hardcore`owcom do oldschoolowej sceny działkowej. Jaką siłą dysponują chłopaki i dziewczyny z Polskiego Związku Działkowców? Podamy dwie znaczące cyfry:


5200 polskich ogrodów działkowych jest w Polsce,
44000 hektarów ziemi to Działki (państwo w państwie) .
  Ile osób wyrusza z blokowisk, by Żyć, by Być, ile codziennie zażywa Działkę wspólnie ze swym partnerem, z dziećmi, ile zaprasza nieświadomych znajomych do odwiedzin i wciąga ich w chroniczny głód tego typu doświadczeń? 
   Wielu, bardzo wielu ...
  W nie tak odległych nam czasach, gdy oko Saurona spojrzało na polski Hobbiton a solidarnościowa drużyna pierścienia była w rozsypce, czyli w mrocznym 1981 r. liczba ubiegających się o prawo do legalnej działki wynosiła siedemset tysięcy osób!! Duńska Christiania  i jej siła oddziaływania społecznego to minimalizm kulturowy w porównaniu do polskiego ruchu działkowego, to może wywołać co najwyżej śmiech w powiecie.
  Kim są nasi Narkonauci, a może raczej Działkonauci? Bo oni w przeciwieństwie do zmartwychwstałych Monarowców nie chcą wracać do rzeczywistości, a wręcz przeciwnie - chcą uciec od niej w nasycone zielenią autonomiczne enklawy nowego, lepszego życia. 
   Kto ucieka? Ten kto może!
  Działki w polskich ogrodach działkowych użytkują w praktyce wszystkie grupy społeczne i zawodowe. Działkowcami są robotnicy i urzędnicy, emeryci i renciści, a ostatnio również bezrobotni. Spośród zawodów popularne są działki użytkowane przez pracowników przemysłu ciężkiego, ale również cenią sobie działki pracownicy przemysłu lekkiego np. włókienniczego w Łodzi. Działki uprawiają nauczyciele, wojskowi, kolejarze, pracownicy służby zdrowia, urzędnicy, pracownicy małych instytucji i zakładów rozsianych po całej Polsce.
  Do tych Działek na półlegalnie dosysają się też studenci i licealiści za zgodą rodzicieli i innych opiekunów społecznych by w ciszy odkrywać nowe światy dostępne zwykle tylko lepiej sytuowanym dorosłym członkom społeczeństwa. Krótko mówiąc: wszystkie grupy społeczne i kulturowe żyją dzięki prawu do działki. Teoretycznie każdy ma prawo do działki, problem polega jedynie na tym, że dysponujemy różnymi uwarunkowaniami materialnymi i kulturowymi i to nas ogranicza w doborze odpowiedniej dla nas działki. 
  Jak pokazują statystyki: funkcjonują 4 miliony zadeklarowanych działkobiorców – tyle osób uciekało parę lat temu do alterna-tywnej rzeczywistości. A ile osób nie zostało zdiagnozowanych? Ile myśli, by zacząć, lub jak i z kim zacząć? Gdzie kupić, jaki wziąć kredyt, zastawić dom, samochód, mieszkanie, by mieć na Działkę?
   
Natural Mystic
   Wyjść ze swej codzienności i choć na chwilę żyć w zgodzie z rytmem biologicznym. Widzieć niebo, księżyc, czuć stopami ziemię. Mieć kontakt z roślinami, patrzeć jak dzieciak raczkuje w trawie, mieć przestrzeń dla siebie i swoich bliskich, mieć gdzie rozwiesić hamak i postawić drewniany wigwam... Co dzieje się na peryferiach naszej kultury, jak życie toczy się na działce? Wystarczy wyjść z domu i przejechać parę kilometrów w jedną z czterech stron świata, by natrafić na zamaskowaną za płotem przystań ludzi, którzy wybrali inną formę życia na krótki weekendowy czas. Obrazy, jakie nam się ukażą, to nie zuniformizowana architektura. Żadna tam tandeta z czasopism designerskich typu Cztery Kąty czy Murator. Zobaczymy tam nowe formy użytkowe, wyglądające jakby wypadły z obrazów Salvadora Dali, przypadkowe przedmioty łączone w jedną kształtną całość, blaszane martwe wcześniej miski zamienione w muchomory, mini furtki dostosowane do wysokości krasnoludków, przez które przechodzą dorosłe osoby, budynki mieszkalne w formie pałaców i zameczków godnych współczesnych Radziwiłłów, mosty zwodzone i skalniaki, a w tym surrealistycznym obrazie poruszają się dorosłe istoty ludzkie. Żyjące bez uniformów i dystynkcji korporacyjnych, w krótkich spodenkach i białych PRLowskich biustonoszach, istni Ludzie Baśni. Ludzie odkrywający kim są naprawdę, mogący tworzyć realnie swój własny mikroświat, od podstaw, w zgodzie z naturą i wewnętrzną, intuicyjną kulturą. Twórczy Ludzie Sztuki Życia. Piękny ów widok nasuwa nam następujący program niezbędny do reanimacji polskiej i tym samym europejskiej kultury: udostępnijmy tanie, legalne działki dla wszystkich ludzi, by mogli żyć, tworzyć i podróżować po szlakach nam nieznanych, w dostępny i bezpieczny sposób. Zielona turystyka bez konieczności hospitalizacji miejskich turystów.


Home, sweet home
Tekst nasz ukazał się w magazynie Take Me nr 6 sierpień/wrzesień 2010

Wersja w j. angielskim: tutaj

Litratura zalecana:
R. Sulima, Antropologia codzienności, Wyd.UJ, Kraków 2000
J. Hopkins, D. Sugerman, Nikt nie wyjdzie stąd żywy, In rock Music Press, Poznań 1997
B. Malinowski, Argonauci Zachodniego Pacyfiku, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2005
J. Siczek, Narkonauci - od uzależnienia do dobrego życia, Jacek Santorski & Co, Warszawa 1994
The Jim Henson Company Fraggle Rock  odc. 1-12, prod.USA, Anglia, 1983