20.03.2011

Narkonauci i społeczne prawo do Działki

   Jeśli umiejscowimy się w dobrym punkcie widokowym na naszą codzienną kulturę, to zobaczymy społeczeństwo ludzi będących na jednym wielkim marginesie kultury współczesnej. Ludzi uzależnionych, podróżujących pomiędzy światami, w których funkcję licencjonowanych biur podróży pełnią wszelkiego rodzaju psychoaktywne środki, a powrotem z tej przymusowej emigracji zajmują się wyspecjalizowane agencje detoksykacyjne, pełniące rolę SPA dla zubożałych mas społecznych. W takiej właśnie perspektywie możemy zobaczyć ludzi uzależnionych, uzależnionych od innej, głębszej formy Bycia w przytłaczającej szarokolorowej codzienności. Ludzi nurkujących do głębin własnych wyobrażeń i fantazji, gdzie motywacją do podróży jest chęć realizacji potrzeb stłumionych i wypartych w zatomizowanych rodzinach. 
  To narastające stłumienie powodujące frustrację i potrzebę reanimowania indywidualnego życia kulturalnego prowadzi przyszłych turystów kulturowych do podjęcia wypraw, mających na celu odnalezienia życiodajnej strefy Wielkiego Błękitu, czy też Rajskiego Ogrodu. 
   Termin „narkonauci” wprowadził na salony polskiej psychologii Jerzy Siczek wydając w wydawnictwie psychologii ekstremalnej Santorski & Co książkę ,,Narkonauci - od uzależnienia do dobrego życia”. Książka traktuje o inicjacyjnych narodzinach ludzi będących w Monarze rok lub dwa. Niestety, po narodzinach zostają pozbawieni matczynych ramion i zostają wyrzuceni na zimny i skalisty brzeg naszej rzeczywistości. A jaki to jest brzeg i co czeka nowo przybyłych Argonautów kroczących w głąb wysp codzienności wszyscy wiemy, bo sami stąpamy po nim codziennie. Statystyki dobitnie pokazują, że śmiertelność nowo narodzonych neofitów jest wyższa, niż śmiertelność dzieci w krajach trzeciego i czwartego świata. Co krok czyhają na nowo przybyłych Monarowców mityczne stwory stawiające pytania i próby godne kulturowych herosów. W naszej opinii sam termin „narkonauci” stał się neologizmem mającym swe źródło w dwóch historycznych przestrzeniach. Pierwszą jest mitologia grecka i historia podróży niejakiego Jazona i jego pięćdziesięciu towarzyszy, wśród których byli bohaterowie tej klasy co Herakles, Orfeusz, Kastor i Tezeusz, czyli mityczne celebrities. Celem wyprawy statku ,,Argo ” było zdobycie ,,złotego runa” [jak świat światem złoto i sława zawsze motywuje chłopaków do ryzyka, bo sława i złoto jak wiadomo oznaczają więcej dziewczyn w pobliżu]. Droga Statkersów była długa i kręta, a nasi bohaterowie spotykali na niej liczne przeszkody i naprawdę musieli się bardzo starać, by je pokonać. Prawdziwym bohaterstwem wykazali się uciekając z wyspy Lemnos, gdzie przepiękne kobiety chcąc odwieść drużynę od podróży zatrzymywały ich w swych doskonałych ciałach. 


Argonauci
  Drugim tropem wiodącym nas do terminu „Argonauta” jest książka obowiązkowa dla wszystkich badaczy kultur (psychologów również możemy do nich zaliczyć). Na salony światowej antropologii kultury wprowadził ów termin z siłą wodospadu nie kto inny jak Polak, prekursor metody intensywnych badań terenowych: Bronisław Malinowski. Jeden z pierwszych badaczy rodzącej się królowej wszystkich nauk czyli antropologii :-), który wzorem Herodota opuścił gabinet naukowy, by przeprowadzić badania terenowe wśród tubylczej społeczności wysp Pacyfiku. Pan Bronisław był człowiekiem, który zasiedział się kilka lat z triobrandzkimi tubylcami tworząc wielotomowe opisy życia wyspiarzy. Do kanonu lektur antropologii weszły takie pozycje jak ,, Argonauci Zachodniego Pacyfiku” i ,,Życie seksualne Dzikich ” pełniąc funkcję wisienki na torcie światowych badań terenowych. Bez niego antropologia i socjologia byłyby w powijakach, a my tkwilibyśmy za szczelnie zamkniętymi granicami własnych ,, monocentryzmów”, bez możliwości rozkoszowania się dorobkiem kultur z czterech stron świata.

Malinowski z Triobrandczykami w 1918 r.
  Nikt tak dobrze nie opisuje kultur jak wrażliwy badacz terenowy, a opisu badacza nic tak nie dopełnia jak jego wrogowie i przyjaciele. O wrogach pana Bronisława nic nam nie wiadomo, ale jeśli chodzi o przyjaciół to trzeba to powiedzieć wyraźnie: była to pierwsza liga desperatów duchowych tamtych czasów. Do tych najbliższych zaliczał się Stanisław Ignacy Witkiewicz, czyli Witkacy, postać ostatnimi czasy coraz bardziej eksploatowana przez   popkulturę – mniej lub bardziej umiejętnie.
Witkacy "Wizyta u Radży"
  Pan Stanisław nie tylko był malarzem z zawodu, ale i malował obrazy, a malując podróżował całym sobą w obrazach przez siebie malowanych w kolejnych narkotykowych wizjach. Na podobieństwo Marco Polo Witkacy na swym meskalinowym okręcie poznawał światy jakie dopiero po nim mieli odkryć marynarze tej klasy co Morrison i Hendrix .
Jim Morrison
  Czasy się zmieniały i na kręte szlaki podróżnicze wchodziły także znakomite damy popkultury od Janis Joplin po Amy Winehouse , kobiety szczególnie predysponowane do żeglugi transoceanicznej, trzymające stery jednoosobowych okrętów, przecierających nieznane drogi dla kolejnych podróżników, tak, by turyści płci obojga mogli orientować się według przygotowanych w ten sposób map i unikać w ten sposób wirów kulturowych. Szczegółowa mapa i dobra załoga to połowa sukcesu.
  Doświadczenia armatorskie ostatnich kilkudziesięciu lat wyraźnie pokazują, że jeśli statki rozbijają się co rusz na trasie o rafy, bądź też utykają na mieliznach kulturowych, to jest to znak, że droga nie tędy i trzeba szukać nowej, bezpieczniejszej drogi do Indii.
   Potrzeba ucieczki od świata poprzez zażywanie ,,świętej” (sacralnej) bądź ,,świeckiej” (profanicznej) działki, zależnie od stadium rozwojowego eksperymentatora zażywającego, jest często jedynym sposobem, by dać strzałę z tej rzeczywistości i na Wyspach Bergamutach Być przez duże, twórcze B (B jak Brahman, Bieluń, Bohater). Nie jest intencją naszego artykułu przygotowanie szlaku i narzędzi do podróży, a jedynie unaocznienie jak wiele osób wyrusza i zarazem wraca (lub nie wraca) z wypraw na drugą stronę lustra. 

Próba kwasu w elektrycznej oranżadzie Kena Keseya
    Być może czas jest po temu, by zdać sobie sprawę, że są różne szlaki podróżnicze i związane z tym różne uzależnienia, a nam pozostaje wybór drogi podróży najlepszej dla nas i dla naszych bliskich, tak, żeby Dorotki z wypraw turystycznych wracały do Kansas całe i zdrowe. Jak poważny jest problem uzależnionych w kulturze uzmysłowimy sobie wychodząc poza tradycyjne ramy naszego dziecięcego lustra, odbijającego naszą rzeczywistość i pokazującego nam dokładnie tylko to, do czego jesteśmy przygotowani.
  
   Po tym małym wstępie gotowi jesteśmy do wyjścia poza ramy i popatrzenia na naszą rzeczywistość z innej perspektywy. Spójrzmy więc na Polski Ruch Flower Power, ruch, dla którego życie na Działce jest nieomal codziennością. W Polsce zażywanie działki, czyli ucieczka od przytłaczającej codzienności ma długą i bogatą tradycję. Jak długą? Długą! Dłuższą niż Jarocin i Dżemowe kompoty Ryśka Riedla, dłuższą niż amfetaminowe maratony Kory i krakowskiej bohemy.

Rośliny działkowe
  Pierwszy ogród działkowy powstał w Grudziądzu w roku 1897 pod godną keseyowskiej komuny nazwą: ,,Kąpiele Słoneczne”. Ruch, bo tak określają siebie osoby zrzeszone w Polskim Związku Działkowców ma ponad 110 lat. Gdzie hipisom, gdzie hardcore`owcom do oldschoolowej sceny działkowej. Jaką siłą dysponują chłopaki i dziewczyny z Polskiego Związku Działkowców? Podamy dwie znaczące cyfry:


5200 polskich ogrodów działkowych jest w Polsce,
44000 hektarów ziemi to Działki (państwo w państwie) .
  Ile osób wyrusza z blokowisk, by Żyć, by Być, ile codziennie zażywa Działkę wspólnie ze swym partnerem, z dziećmi, ile zaprasza nieświadomych znajomych do odwiedzin i wciąga ich w chroniczny głód tego typu doświadczeń? 
   Wielu, bardzo wielu ...
  W nie tak odległych nam czasach, gdy oko Saurona spojrzało na polski Hobbiton a solidarnościowa drużyna pierścienia była w rozsypce, czyli w mrocznym 1981 r. liczba ubiegających się o prawo do legalnej działki wynosiła siedemset tysięcy osób!! Duńska Christiania  i jej siła oddziaływania społecznego to minimalizm kulturowy w porównaniu do polskiego ruchu działkowego, to może wywołać co najwyżej śmiech w powiecie.
  Kim są nasi Narkonauci, a może raczej Działkonauci? Bo oni w przeciwieństwie do zmartwychwstałych Monarowców nie chcą wracać do rzeczywistości, a wręcz przeciwnie - chcą uciec od niej w nasycone zielenią autonomiczne enklawy nowego, lepszego życia. 
   Kto ucieka? Ten kto może!
  Działki w polskich ogrodach działkowych użytkują w praktyce wszystkie grupy społeczne i zawodowe. Działkowcami są robotnicy i urzędnicy, emeryci i renciści, a ostatnio również bezrobotni. Spośród zawodów popularne są działki użytkowane przez pracowników przemysłu ciężkiego, ale również cenią sobie działki pracownicy przemysłu lekkiego np. włókienniczego w Łodzi. Działki uprawiają nauczyciele, wojskowi, kolejarze, pracownicy służby zdrowia, urzędnicy, pracownicy małych instytucji i zakładów rozsianych po całej Polsce.
  Do tych Działek na półlegalnie dosysają się też studenci i licealiści za zgodą rodzicieli i innych opiekunów społecznych by w ciszy odkrywać nowe światy dostępne zwykle tylko lepiej sytuowanym dorosłym członkom społeczeństwa. Krótko mówiąc: wszystkie grupy społeczne i kulturowe żyją dzięki prawu do działki. Teoretycznie każdy ma prawo do działki, problem polega jedynie na tym, że dysponujemy różnymi uwarunkowaniami materialnymi i kulturowymi i to nas ogranicza w doborze odpowiedniej dla nas działki. 
  Jak pokazują statystyki: funkcjonują 4 miliony zadeklarowanych działkobiorców – tyle osób uciekało parę lat temu do alterna-tywnej rzeczywistości. A ile osób nie zostało zdiagnozowanych? Ile myśli, by zacząć, lub jak i z kim zacząć? Gdzie kupić, jaki wziąć kredyt, zastawić dom, samochód, mieszkanie, by mieć na Działkę?
   
Natural Mystic
   Wyjść ze swej codzienności i choć na chwilę żyć w zgodzie z rytmem biologicznym. Widzieć niebo, księżyc, czuć stopami ziemię. Mieć kontakt z roślinami, patrzeć jak dzieciak raczkuje w trawie, mieć przestrzeń dla siebie i swoich bliskich, mieć gdzie rozwiesić hamak i postawić drewniany wigwam... Co dzieje się na peryferiach naszej kultury, jak życie toczy się na działce? Wystarczy wyjść z domu i przejechać parę kilometrów w jedną z czterech stron świata, by natrafić na zamaskowaną za płotem przystań ludzi, którzy wybrali inną formę życia na krótki weekendowy czas. Obrazy, jakie nam się ukażą, to nie zuniformizowana architektura. Żadna tam tandeta z czasopism designerskich typu Cztery Kąty czy Murator. Zobaczymy tam nowe formy użytkowe, wyglądające jakby wypadły z obrazów Salvadora Dali, przypadkowe przedmioty łączone w jedną kształtną całość, blaszane martwe wcześniej miski zamienione w muchomory, mini furtki dostosowane do wysokości krasnoludków, przez które przechodzą dorosłe osoby, budynki mieszkalne w formie pałaców i zameczków godnych współczesnych Radziwiłłów, mosty zwodzone i skalniaki, a w tym surrealistycznym obrazie poruszają się dorosłe istoty ludzkie. Żyjące bez uniformów i dystynkcji korporacyjnych, w krótkich spodenkach i białych PRLowskich biustonoszach, istni Ludzie Baśni. Ludzie odkrywający kim są naprawdę, mogący tworzyć realnie swój własny mikroświat, od podstaw, w zgodzie z naturą i wewnętrzną, intuicyjną kulturą. Twórczy Ludzie Sztuki Życia. Piękny ów widok nasuwa nam następujący program niezbędny do reanimacji polskiej i tym samym europejskiej kultury: udostępnijmy tanie, legalne działki dla wszystkich ludzi, by mogli żyć, tworzyć i podróżować po szlakach nam nieznanych, w dostępny i bezpieczny sposób. Zielona turystyka bez konieczności hospitalizacji miejskich turystów.


Home, sweet home
Tekst nasz ukazał się w magazynie Take Me nr 6 sierpień/wrzesień 2010

Wersja w j. angielskim: tutaj

Litratura zalecana:
R. Sulima, Antropologia codzienności, Wyd.UJ, Kraków 2000
J. Hopkins, D. Sugerman, Nikt nie wyjdzie stąd żywy, In rock Music Press, Poznań 1997
B. Malinowski, Argonauci Zachodniego Pacyfiku, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2005
J. Siczek, Narkonauci - od uzależnienia do dobrego życia, Jacek Santorski & Co, Warszawa 1994
The Jim Henson Company Fraggle Rock  odc. 1-12, prod.USA, Anglia, 1983


Brak komentarzy: